Wielu klasycznych pisarzy uważało Egipt za źródło powstania wiedzy magicznej. Starożytność jego cywilizacji, ogrom świątyń i piramid, tajemniczy bogowie ze zwierzęcymi głowami, zagadkowe hieroglify, rytuały przeznaczone dla zmarłych i boska aura faraonów, stworzyły mamiącą i cudowną atmosferę Egiptu, która dla wyznawców okultyzmu nigdy nie znikła w pomroce zapomnienia.
Richard Cavendish – „Historia magii”
Termin magia pochodzi najprawdopodobniej od perskiego słowa oznaczającego siłę, władzę albo wielkość – co wedle innych zbliżonych definicji można pojmować także jako aktywność zmierzającą do osiągnięcia celów, a które to czynności nie są wyjaśnialne na zasadzie związku przyczynowo-skutkowego – zaś innymi słowami mówiąc w znaczeniu praktycznym – jest to działalność człowieka na poza-fizycznym poziomie. Taką też definicję będziemy mieli w pamięci, kiedy będziemy mówić o magii praktykowanej w starożytnym Egipcie od czasów najdawniejszych, ginących w pomroce dziejów, aż do czasów hellenistycznych, tj. od roku 3000 do roku 30 p. n. Chrystusa. Sam przedmiot badań możemy analizować, wedle prac Františka Lexy, w trzech zasadniczych grupach:
Szczególnie interesującą dla nas jest ten ostatni rodzaj magii, w której różne zaklęcia i wersety z „Księgi Zmarłych” uznawane jako pomoce nawigacyjne w podróży duszy ludzkiej poprzez świat umarłych, nie dadzą się nijak porównać z praktykami staroegipskiej nekromancji, w czasie których wedle tradycji, były wywoływane duchy zmarłych ożywiane mumie i uruchamiane były najstraszliwsze pozagrobowe siły i moce, a co straszy teraz naiwnych z ekranów kin i telewizorów w kiczowatej szmirze made in Hollywood…
Przesłanie z państwa Ozyrysa
O, sędziowie i uczeni, urodzeni i sławni i wszyscy ostatni ludzie, którzy
wstąpicie kiedykolwiek do tego grobu, podejdźcie bliżej i słuchajcie mojej
opowieści! – czytamy z napisu na grobowcu żony Taimhotepa w Aleksandrii.
30-letnia małżonka Wielkiego Księcia Memfisu, która w 42 r. p.n.e. odeszła
na tamten świat, mówi o cierpieniu w ciemnym państwie wiecznego zapomnienia
i smutek emanujący z jej słów dobiega do nas nawet po tylu stuleciach: Na
co zdają się lata, przez które nie żyjemy na Ziemi? Kraj Zachodu jest
krainą snu i ciemność ciężko spoczywa na tych, którzy się tam dostali.
Cienie ich cierpią i nie mogą liczyć na to, by ujrzeli swych braci. Nie
widzą swych ojców, ani swych matek, daremnie rozglądają się za swymi
małżonkami i dziećmi. Woda życia, która jest na ziemi, należy się
każdemu, ale moim udziałem tutaj jest pragnienie. Woda sama przypływa do
tego, który jest na ziemi, ja jestem spragniona, choć woda jest tuż obok
mnie, dlatego nie wiem, gdzie ona jest, odkąd przybyłam do tego smutnego
ustronia. Daj mi cieknącą wodę, albo wskaż drogę wiodącą ku wodzie,
nadstaw ma twarz ku północnemu wiewowi wiatru nad brzegiem rzeki, proszę,
abyś wybawił moje serce od tego utrapienia. Śmierć woła każdego. „Chodź
do mnie” – to imię śmierci. Wszyscy, których do siebie woła, idą ku
niej, choć serca ich pełne są strachu. Nie ma ani boga, ani człowieka,
który odważyłby się na nią spojrzeć. Ma ona w swych rękach to co
wzniosłe i proste, a nikt jej nie może się oprzeć. Jej ręka spocznie na
każdym, na kim zechce: odbiera dzieci matce, na próżno chce uciec jej
starzec. Wszyscy proszą ją o litość, ale ona nikomu nie odpuści – nie
przychodzi do tego, który ją wzywa, nie słucha tego, kto się do niej modli,
ani tego, który ją wielbi. „Pieśń harfiarza”, która powstała na
dwadzieścia stuleci przed napisem na grobie Taimhotepa, mówi nam jeszcze, że:
Z tamtego świata jeszcze nikt nie wrócił. Nikt nie może powiedzieć, jak
martwi wyglądają i czego im trzeba. Pamiętaj, że nikomu nie jest dane
zabrać ze sobą swój majątek. A z tych, którzy tam odeszli – nikt już
nie powraca. Te słowa wydają się szczególnie dziwne w porównaniu z kultem
zmarłych, który rozwinął się w starożytnym Egipcie. W kulturze, w której
dobro osób zmarłych było stawiane na pierwszym miejscu, o przemijającym
ziemskim życiu musimy poszukać prawdy w magicznych tekstach, a nie w
zapisanych pieśniach żałobników.
Powrót z tamtego świata
Jak to wynika z różnych cytatów ze staroegipskich magicznych papirusów,
dusze osób zmarłych nie tylko wracały z zaświatów, ale istniały konkretne
wyobrażenia o ich wyglądzie. Sprawiedliwy i szlachetny człowiek stawał
się po swej śmierci Promieniującym duchem przebywającym w towarzystwie
bogów i zapewniał on ich pomoc i opiekę nad swymi żyjącymi bliskimi, a
także tym, którzy odpowiednimi rytuałami zyskali jego przychylność. Duch
złego człowieka nazywany martwym duchem był wykluczony z obiegu
pośmiertnego życia i przebywał na skraju pustyni, gdzie jako złowroga
istota wkraczał do ludzkich siedzib i tam się na ludziach srodze mścił –
wchodząc w ciała żywych powodował padaczkę, szaleństwo czy choroby
zakaźne. O możliwości spontanicznego powrotu zmarłych bogów i duchów
mówi znana historia o faraonie Tutmozisie IV władającym w latach 1413–1405
p.n.e. Granitowa stela znaleziona między łapami Sfinksa mówi, że kiedy
faraon zdrzemnął się w południe pod tą ogromną rzeźbą zmęczony
polowaniem, objawił mu się we śnie bóg Haremachet, który rozkazał mu
oczyszczenie Sfinksa z pokrywających go warstw piasku, co Tutmozis bez wahania
rozkazał wykonać. W opowiadaniu o cudownym uzdrowieniu księżniczki
Bentreshe, faraon Ramzes II z XIX Dynastii zwany Ramzesem Wielkim (ok.
1290–1224 r. p.n.e.) udał się ze swoją prośbą do posągu tebańskiego
boga Księżyca Chonsa, który odpowiedział mu skinieniami głowy i słowami.
W staroegipskich hieroglificznych inskrypcjach bardzo często pojawia się
tematyka kontaktów faraonów z bogami, co najlepiej udowadnia opowiadanie
o narodzinach, młodości i koronacji królowej Hatshepsut z XVIII Dynastii
(1490–1468 r. p.n. Chr.) z rozbudowanej przestrzennie świątyni w Der
el-Bahr.
Tajemnice nekromancji
Wywoływanie duchów zmarłych, ściślej zwane nekromancją, jest dokładnie
opisane w demotycznych, magicznych księgach z muzeów Londynu, Leidy i Luwru.
Znajdziemy tam całe przepisy, w jaki sposób przywoływać nie tylko bogów
i świetliste duchy, ale także złe i demoniczne istoty, dusze zatracone.
Nekromancja powstała dzięki chęci poznania rzeczy ukrytych, teraźniejszych,
przeszłych i przyszłych – co wynika z samej jej nazwy. Nekromancja
pozwala na przyjmowanie rozkazów z innego świata i wydawanie rozkazów
istotom w nim przebywającym. Wszystkie te czynności, oczywiście, były
głęboko zrytualizowane. Wiedza starożytnych Egipcjan o istnieniu, wyglądzie
i działalności demonów była o wiele bardziej złożoną, niż wiedza
europejskich magów na przełomie Średniowiecza i Odrodzenia. Z pisemnych
i rzeczowych źródeł wiemy, że było ich ponad 200. Imion wielu z nich
zapomniano, bowiem ich imion nie można było zapisywać i wymawiać, na
zasadzie „nie wywołuj wilka z lasu”… Wszystkie demoniczne istoty były
obdarzone nadprzyrodzoną siłą i poza czarodziejskimi różdżkami, amuletami
i inną magiczną bronią, można je było przegonić przy pomocy ognia.
Z pomiędzy tych, które złowrogich stworów można wspomnieć te, których
imiona związane są z ich fizycznymi właściwościami: Czerwonooki,
Ślepogłowy, Białozęby, Dalekokroczący, Czaszkogłowy, itp. Osobną
podgrupę stanowią demony towarzyszące bogini wojny Sachmet, którzy w każdym
roku rozsiewali w Egipcie mór. Jednak najwięcej informacji zostało na temat
podziemnych demonów opisanych w tekstach „Księgi zmarłych”. Niektóre
z nich strzegły bram podziemnego królestwa przed „nieczystymi”, inne zaś
krążyły po podziemnym państwie Ozyrysa i w tej ciemnej krainie jedzeniem
ich były ciała zmarłych, zaś napojem – ich krew. Ze złymi duchami
zazwyczaj egipski mag się nie zadawał, a kiedy się zbliżyły, to używał
zwierciadła by je odegnać, zaś kiedy weszły do ciała jakiejś osoby,
wypędzał je – co nie było prostą i łatwą czynnością.
Magiczne teksty i zaklęcia
Podstawową czynnością w magicznej działalności (i to nie tylko w Egipcie)
było zaklinanie służące przywołaniu, opanowaniu i odwołaniu z powrotem
na plan astralny istot z zaświatów. Najstarszym i najprostszym
czarodziejskim środkiem, który zrodził się wraz z językiem mówionym,
było zaklęcie. Wygłaszanie jego tekstu, już to z pamięci, już to
z zapisu miało zawsze brzmienie rozkazujące, wzmacniane jeszcze dodatkowo
odpowiednią wokalizacją i gestykulacją. I tak najstarsze zaklęcia
występowały tylko w formie rozkazu – nakazu czy zakazu – później
łączono je z innymi tekstami i używano także do innych celów.
Czarodziejskie zaklęcia były często ściśle utajniane i tak poza ich
właścicielem nikt nie mógł ich używać, czy nawet przeczytać, inaczej
traciły moc. Bolesław Prus w swej powieści, niejednokrotnie podaje przykłady
takich magicznych formuł: Ojcze niebieski, łaskawy i miłosierny, oczyść
duszę moją… Ześlij na niegodnego sługę swoje błogosławieństwa
i wyciągnij wszechmocne ramię na duchy buntownicze, abym mógł okazać moc
Twoją… Oto znak, którego dotykam w waszej obecności. Otom jest – ja –
oparty na pomocy bożej, przewidujący i nieustraszony… Otom jest potężny
i wywołuję was i zaklinam… Przyjdźcie tu, posłuszne w imię Aye Saraye,
Aye Saraye…[…] W imię wszechmocnego i wiekuistego Boga… Amorul, Tanecha,
Rabur, Latisten… […] W imię prawdziwego I wiecznie żyjącego Eloy,
Archima, Rabur, zaklinam was i wzywam… Przez imię gwiazdy, która jest
słońcem, przez ten jej znak, przez chwalebne i straszne imię Boga
żywego…
Ta księga, to jedna wielka tajemnica. Nie dopuść do tego, by widziało ją oko człowieka , ponieważ to jest szkodliwe dla niej, kiedy przeczyta ja ktoś obcy. Ukrywaj tę księgę! – czytamy w siódmym ustępie XII rozdziału „Księgi zmarłych”. W jej tekstach są opisane wszystkie efekty, które można osiągnąć stosując jej zaklęcia, mówi się o pochodzeniu i znalezieniu czarodziejskich papirusów – jak to ukazuje np. fragment z Papirusu Londyńskiego z przełomu XIII/XII wieku p.n.e.: Księgę tę objawiono w sali świątyni w Chebjete, a dostała się ona tajemną mocą bogini do rąk bibliotekarza świątynnego. Ziemia była pogrążona w ciemnościach, a Księżyc świecił na tą księgę, gdziekolwiek by ona nie była. Imperatywny charakter zaklęcia wzmagał się wraz z upływem czasu. Wydaje się być czymś naturalnym, że faraon będący zastępcą jedynego Boga na ziemi, nakazuje pomniejszym bogom w czasie rytuału pogrzebowego, by odstąpili część swej mocy duchowi jego zmarłego ojca – co Bolesław Prus opisał bardzo dokładnie w trzecim tomie „Faraona”, w rozdziałach IV i V, jednakże o znacznym upadku religijności świadczy fakt, że czarodzieje z czasów rzymskich zwracał się do bogów już tylko w sprawach dotyczących marnego żywota ziemskiego. Przyczyny tego stanu rzeczy możemy jednak widzieć w procesach, które zgubnie wpłynęły na egipskie życie religijne: obce kulty, rywalizacja pomiędzy faraonami a kapłanami, napływ mniejszości narodowych, zakulisowe walki o władzę i niezrozumiałe dla prostego ludu rytuały religijne. Do tego należałoby dodać jeszcze rozwój czarodziejskich i nekromantycznych praktyk, czarnej magii i negatywistycznych kultów bogini Amemait – postrachu wszystkich zmarłych, demona Apopa, wroga Słońca w kształcie ogromnego węża Sutecha (Seta, Setha) znanego jako „ucieleśnienie wszelkiego zła”, „złoczyńcy pomiędzy bogami”, Kuka – boga ciemności „którego władza już się skończyła”, itd.
Powstanie kultu Seta
Kult Seta istniał rzeczywiście, nie tylko na papirusach. Jeden z przyczynków
do jego powstania opisuje Bolesław Prus w roku 1895, który w „Faraonie”
tak opisuje dramatyczny przełom w życiu kapłana Samentu, który spowodowany
był znalezionym przezeń szkieletem prawiekowego gada w podziemnych jaskiniach
półwyspu Synaj: Kiedy miałem dwadzieścia pięć lat, byłem kapłanem
Ozyrysa… „Ty?…“ – zdziwił się Ramzes. „Ja, i zaraz powiem,
dlaczego wstąpiłem do służby Seta. Wyprawiono mnie na półwysep Synaj, aby
tam wybudować małą kaplicę dla górników. Budowa ciągnęła się sześć
lat, a ja zaś mając dużo wolnego czasu włóczyłem się między górami
i zwiedzałem tamtejsze pieczary.“ Czego ja tam nie widziałem! … Korytarze
długie na kilka godzin; ciasne wejścia, przez które trzeba było pełzać na
brzuchu; izby tak ogromne, że w każdej zmieściłaby się świątynia.
Oglądałem podziemne rzeki i jeziora, gmachy z kryształów, jaskinie
zupełnie ciemne, w których nie było widać własnej ręki, albo znowu tak
widne, jakby w nich świeciło drugie słońce… Ile razy zbłąkałem się w
niezliczonych przejściach, ile razy zgasła mi pochodnia, ile razy stoczyłem
się w niewidzialną przepaść!… Bywało, żem po kilka dni spędzał w
podziemiach żywiąc się prażonym jęczmieniem, liżąc wilgoć z mokrych
skał, niepewny, czy wrócę na świat. Za to nabrałem doświadczenia, wzrok
zaostrzył mi się i polubiłem te piekielne krainy. […] Gmachy ludzkie są
kretowiskami wobec niezmiernych budowli wzniesionych przez ciche i niewidzialne
duchy ziemi. Raz jednak spotkałem rzecz straszną, która wpłynęła na
zmianę mojego stanowiska. Na zachód od kopalni Synaj leży węzeł wąwozów
i gór, wśród których często odzywają się podziemne grzmoty, ziemia
drży, a niekiedy widać płomienie. Zaciekawiony wybrałem się tam na czas
dłuższy, szukałem i dzięki niepozornej szczelinie odkryłem cały łańcuch
olbrzymich pieczar, pod których sklepieniami mogłaby się pomieścić
najwyższa piramida. Kiedy się tam błąkałem, doleciał do mnie silny zapach
zgnilizny, tak przykry, że chciałem uciec. Przemógłszy się jednak wszedłem
do pieczary, skąd pochodził, i zobaczyłem… Racz wyobrazić sobie, panie,
człowieka, który ma nogi i ręce o połowę krótsze niż my, ale grube,
niezgrabne i zakończone pazurami. Dodaj temu kształtowi szeroki, z boków
spłaszczony ogon, na wierzchu powycinany jak grzebień koguci; dodaj do tego
bardzo długą szyję, a na niej – ptasią głowę. Nareszcie ubierz tego
potwora w zbroję pokrytą na grzbiecie zagiętymi kolcami… Teraz pomyśl, że
figura ta stoi na nogach, rękoma i piersiami oparta o skałę…
To coś bardzo brzydkiego – wtrącił faraon – Zaraz bym to zabił…
To nie było brzydkie – mówił kapłan wstrząsając się. – Bo pomyśl
panie, że ten potwór był wysoki jak obelisk… Ramzes XIII zrobił gest
niezadowolenia.
Samentu – rzekł – zdaje mi się, żeś swoje pieczary zwiedzał we
śnie…
Przysięgam ci, panie, że mówię prawdę. – Tak jest, ten potwór w skórze
gada, okryty kolczastą zbroją, gdyby leżał na ziemi, miałby wraz z ogonem
z pięćdziesiąt kroków długości… Pomimo trwogi i odrazy kilkakrotnie
wracałem do jego jaskini i obejrzałem go sobie najuważniej…
Więc on żył?
Nie. To był już trup, bardzo dawny, ale tak zachowany, jak nasze mumie.
Utrzymała go wielka suchość powietrza, a może i nieznane sole ziemi. Było
to moje ostatnie odkrycie – ciągnął Samentu. Nie wchodziłem już do
jaskiń, alem dużo rozmyślał. Ozyrys – mówiłem
tworzy wielkie istoty: lwy, słonie, konie…
- zaś Set rodzi węża, nietoperza, krokodyla… Potwór, którego spotkałem,
jest na pewno tworem Seta, a ponieważ przerasta wszystko, co znamy pod
słońcem, więc Set jest mocniejszym bogiem, niż Ozyrys…
Tak więc wygląda na to, że właśnie wtedy Ozyrys przegrał swoją walkę z Setem…
Kult Voodoo w krainie piramid
Szczególną kategorię czarodziejskich praktyk tworzyła kreacja zastępczego
ciała, która służyła zwłaszcza w praktykach czarnej magii. Starożytni
Egipcjanie sądzili, że jak czarownik stworzy woskową podobiznę człowieka,
to na zasadzie pars pro toto jest w stanie przenosić swe oddziaływanie poprzez
woskową podobiznę na konkretnego człowieka. Jedna z najstarszych
z dotychczas odkrytych wzmianek o magicznych rytuałach z woskowymi
laleczkami, mających na celu uśmiercenie ofiary, pochodzi z inskrypcji na
trumnach z okresu Średniego Państwa. Charakterystyczne przykłady pochodzą
także z okresu Nowego Państwa, oraz epoki króla Aleksandra II (323–310 p.
Chr.). Zabrał się do czarowania, aby wywołać i sprowadzić
nieszczęście – czytamy w papirusie Rollina – Sporządził kilka figurek
bogów i ludzi z wosku, aby potem tych ludzi przyprawić o zeschnięcie
członków i dał je Rabbekameowi, którego boski Re nie dopuścił do
ustanowienia naczelnikiem domu. Ten cytat jest niezmiernie ważnym dla naszych
dalszych rozważań, bowiem należy do grupy zabytków piśmiennych
informujących nas o haremowym spisku wymierzonym przeciwko Ramzesowi III
(1188–1157 p.n.e.), ostatniemu wspaniałemu władcy Nowego państwa. Przeciwko
niemu wystąpili wtedy niektórzy magowie, którzy zwrócili przeciwko niemu
i jego pretorianom swą czarnomagiczną sztukę. Pentiboon, który był
zarządcą majątku, tak mu powiedział: <<Przynieś mi księgę, która
dodałaby mi czarodziejskiej siły i władzy>> – czytamy w Papirusie
Lee – I on przyniósł mu czarodziejską księgę z biblioteki faraona
Vesermaat-Re-meri-Amona, wielkiego boga, swego pana, i poszedł on zastosować
boską siłę dla ludu swego. Urzędnik El-rem wykonał ludzkie figurki z wosku
i odprawiał nad nimi różne czary i zaklęcia. I spuścili obaj na ludzi
chorobę i mór i inne nieszczęścia.
Magowie przeciwko faraonowi
Jak to wiadomo z sądowego Papirusu Turyńskiego, sprzysiężenie to zostało
ujawnione i śledztwo zostało przeprowadzone przez sąd. Jednego czarownika
stracono w okrutny sposób, zaś drugiego zmuszono do popełnienia samobójstwa:
Prawdą było to, że zamierzał on wykonać te wszystkie zbrodnie i inne
niegodziwości, o które go posądzano. Prawdą było to, co zamierzał
dokonać wraz z innymi winowajcami, wzbudzając gniew i odrazę wszystkich
bogów i wszystkich bogiń. Wykonano na nim najcięższą karę śmierci,
o którym zadecydowali bogowie. Były to ciężkie śmiertelne grzechy
i zbrodnie na cały świat, których on się dopuścił – to było na temat
drugiego maga – kiedy zaś mu udowodniono, że to on się ich dopuścił, sam
podniósł na siebie rękę i się uśmiercił. Sprawa ma jeszcze drugie dno,
bo jak można było panującemu czarami zaszkodzić, czy nawet go czarami
uśmiercić, to z drugiej strony czarami można go było także chronić.
Zrobiono z wosku figurki wszystkich żywych lub nieżywych przeciwników
i wrogów faraona i ich imiona wypisano na nich zieloną farbą – pisze
o tym w księdze poświęconej demonowi Apopowi – potem wkłada się je do
skrzynki, pluje na nie, a następnie depce lewą „nieczystą” nogą, kłuje
nożem, a potem wrzuca do płonącej słomy, którą potem gasi się moczem
dojrzałej kobiety. A potem napisane imiona demona Apopa i wszystkich
nieprzyjaciół faraona – oby żył wiecznie! – czy to żywych czy to
martwych rzuć na ziemię i depcz po nich lewą nogą!
Amulety i rytuały
Do następnej grupy czarodziejskich środków należały amulety – które
noszone były po to, by chroniły swego właściciela przed nieprzyjaznymi
i szkodliwymi wpływami. Użycie amuletów w starożytnym Egipcie było dość
rzadkie do Drugiego Okresu Przejściowego (1790–1580 r. p. Chr.), a znane
były w tym sensie, jako środek ochronny, o czym czytamy u Pliniusza
(z łac. amuletum = ochronny lub leczniczy przedmiot), w okresie Nowego
Państwa staje się powszechne i amulety pojawiają się w niewiarygodnym
bogactwie form i kształtów oraz przeznaczeń. Staja się one wszechobecne w
czasie rozkładu tradycyjnej egipskiej religii i kultury. Można je podzielić
według formy na amulety wieczne – drobne przedmioty wykonane z ceramiki,
kamienia, metalu czy szkła; pisane – kawałki papirusu lub płótna
z tekstami zaklęć, lub rysunkami ochronnych symboli oraz amulety
węzłowe – pasy tkaniny z węzłami, czasami dodatkowo wyposażonymi w
drobne przedmioty umieszczonymi w węzłach. Jak dotąd mówiliśmy
o magicznych przedmiotach, a teraz powiemy o tym, w jaki sposób je
wykorzystywano w magicznych obrzędach. Sam proces użycia tych magicznych
środków można – według współczesnych poglądów – porównać do
algorytmu, w tym sensie, że przepisuje konkretne procedury i operacje, które
muszą być wykonane, by zaklinanie odniosło swój skutek. Zazwyczaj nie było
przy tym ważnym to, kto wypowiadał zaklęcie – przy zamawianiu choroby
wypowiadał je sam pacjent, albo jego lekarz, zaś przy skomplikowanych
operacjach nekromantycznych był to sam mag czy jego pomocnik, który spełniał
określone warunki. Ten, który czarował, musiał przejść określoną
procedurę oczyszczenia – jak to robił doktor Sinuhe z powieści Miki
Valtari’ego – [Zaklęcie] ma być wypowiedziane przez oczyszczonego
człowieka – czytamy w czarodziejskiej księdze demona Apopa. Medialnym
pośrednikiem – medium – przy przywoływaniu bogów miała być młoda
osoba płci męskiej, jak to ujmuje czarodziejska Księga Londyńska
i Leideńska: Przywiedź czystego chłopca, który jeszcze nie był
z kobietą. Młodzieniec musiał wedle księgi wykazywać zdolności medialne,
bowiem nie każdy był dostatecznie podatny na sugestię i hipnozę,
które – jak sądzę – grały kluczową rolę przy wywoływaniu bogów,
świetlistych duchów, demonów i nekromancji. (NB, doskonale przedstawił
właśnie taką operację wielokrotnie już tu wspomniany Bolesław Prus, który
w „Faraonie”, [tom 2, rozdz. XXIII], pokazuje nam, jak to
babilońsko-cheldejski mag i kapłan Beroes ukazuje konającemu Ramzesowi XII
człowieka – właśnie nieletniego chłopca, którego modły docierają do
uszu Przedwiecznego Amona…) Jeżeli przeszedł on przez ten egzamin,
otrzymywał od swego mistrza magiczną ochronę, która mu miała zapewnić
bezpieczeństwo w czasie nekromantycznych operacji magicznych. Amulet
sporządzano z pasków z czterech białych, czerwonych, zielonych
i niebieskich nici powiązanych w węzły, skropionych krwią dudka. Na ten
pasek, dostatecznie długi, by można nim opasać ciało chłopca, nawlekało
się mały woreczek ze skarabeuszem utopionym w mleku od czarnej krowy. Poza
amuletami, które w różnych kombinacjach służyły magowi do obrony przed
złymi duchami i zapewniały powodzenie, przeciwko złym duchom i demonom
służyła także magiczna różdżka, która w okresie Starego i Średniego
Państwa miała kształt bumerangu z wyrzeźbionymi nań hieroglifami, które
zapewniały jej magiczną siłę.
Wróżby i proroctwa
Każdy rytuał mag zaczynał od wypowiedzenia tekstu magicznej formuły –
inwokacji, w którym prosił bogów o przychylność dla swych zamiarów. Kiedy
już dokonał wszystkich przygotowań, hipnotyzował pomocnika w następujący
sposób: Czarownik zapalał lampę w ciemnym pomieszczeniu i sadzał chłopca
naprzeciw niej tak, aby jego zamknięte oczy były zwrócone ku płomykowi
lampy. Potem stawał przed nim, skłonił się i wymawiał odpowiednie
zaklęcie i pukał palcem w głowę chłopca. Następnie go pytał, czy widzi
światło. Jak chłopiec potwierdzał, to pytał go o wszystko, co go
interesowało. Inny sposób polegał na tym, że chłopiec kładł się na
brzuchu przed miską pełną oliwy tak, by jego głowa znajdowała się nad jej
powierzchnią. Potem chłopiec zamykał oczy, zaś czarodziej schylony ku jego
głowie wymawiał po siedemkroć zaklęcie, a potem wzywał chłopca do otwarcia
oczu. Hipnotyzujące działanie światła lampy lub świetlistej powierzchni
oliwy wzmagał ciężki aromat palonego kadzidła a także spojrzenie w krąg
wschodzącego słońca lub księżycowej pełni. Kiedy pomocnik odpowiedział na
wszystkie pytania, które zajmowały jego mistrza, czarodziej wybudzał go ze
stanu hipnozy zaklęciami i czynnościami, które doprowadzały go do
normalnego stanu umysłu. Kiedy mag sam na sam porozmawiać z bogami, czy
innymi istotami z zaświatów bez użycia medium, wykonywał wyżej opisane
czynności sam na sobie. Taka metoda była używana w czasie wróżenia na
potrzeby życia codziennego. Przy stawianiu długookresowych proroctw istniały
bardziej złożone procedury, o których jednak współcześnie niewiele
wiadomo. Niekiedy te proroctwa ogarniały nieprawdopodobnie daleki horyzont
czasowy, jeżeli – oczywiście – wyłączymy możliwość antydatowania
tych wyroczni. Typowym przykładem takiego dalekosiężnego w czasie proroctwa
jest przepowiednia przypisywana jasnowidzowi Nefertiemu, który żył u końca
XXVII w. p.n.e. – a dotycząca władzy założyciela XII dynastii faraona
Amenemheta I (2000–1970 r. p.n.Chr.): Faraon nazywany Ameni, syn kobiety
z Południa, przybędzie do Górnego Egiptu… Radujcie się wy, którzy
będziecie żyli w jego czasach! Syn szlachetnego męża uczyni swe imię
nieśmiertelnym. Ci, którzy wywołują swary i niepokoje, stracą swe sandały
ze strachu przed nim… I dobro przybędzie do kraju, a zło będzie
pognębione.
Dziwne możliwości Cherihebów
Jak osoba mająca przeprowadzać operacje czarodziejskie, takoż i miejsce
powinno być nienagannie czyste. Procedurę oczyszczenia powinny przejść
wszystkie osoby i przedmioty w niej uczestniczące. Zaklęcia i rysunki
ochronnych znaków powinny być wyrysowane świeżym atramentem na nowych
kartach papirusu. Ze względu na ryzyko, że glina mogła być wyrabiana przez
człowieka nieczystego czy dotknięta przez nieczyste zwierzę, magowie używali
do sporządzania swych magicznych figurek tylko i wyłącznie „czystego”
wosku pszczelego. Co zaś się tyczy samego miejsca operacji magicznych, to
przywoływanie bogów miało się odbywać w czystym i ciemnym miejscu,
najlepiej jakimś skrytym pomieszczeniu umytym lodowatą wodą, którego drzwi
znajdują się na wschodniej ścianie. Zwracając się do Słońca
(symbolizującego boga Ra [Re]) mag winien stać na wolnej przestrzeni, by
mógł patrzeć na wschodzący okrąg słoneczny, zaś zwracając się do
Księżyca (bogowie Chonsu i Thot [Tot]), powinien stać na dachu domu.
Zaklęcia mające za zadanie przywołanie nadprzyrodzonych istot i mocy miało
być wypowiadane głosem cichym, syczącym, ale zrozumiale. W starszych czasach
wypowiadano je normalnie, głośno, czterokrotnie – zaś w czasach panowania
Ptolmeuszy aż siedemkroć, albo – niezmiernie rzadko – trzykrotnie bądź
aż dziewięciokrotnie! Należy do tego jeszcze dodać to, że bogów
przywoływało się wonią kadzidła, która odganiała demony i
„martwych” – tj. dusze zmarłych niesprawiedliwych: zbrodniarzy,
świętokradców, itd. Woń aromatycznych kadzideł przywoływała bogów, zaś
fetor i smród ich odganiał. I tak, kiedy czarownik (albo po prostu lekarz)
chciał wygonić demony z ciała chorego wraz z bogami, spalał kadzidło –
ewentualnie kiedy chciał demony z ciała pacjenta wyciągnąć, wtedy spalał
nie kadzidło, ale małpie ekskrementy… Magia była samodzielną dziedziną
egipskiej wiedzy już w Starym Państwie, jak to można odczytać z napisów na
grobie ówczesnego wielmoży Herchufa, który żył za panowania faraonów VI
dynastii: Piopeusza I i Merenrea I w latach 2390–2370 p.n.Chr. W tych
tekstach magowie są określani jako mędrcy uprawiający magiczne obrzędy:
Jestem cherichebem, znanym ze swych zaklęć, jak to dosłownie czytamy.
Poważanie, jakim cieszyli się cherichebowie ilustrują teksty na hieratycznym
papirusie, który darowała pani Westcar w 1839 roku niemieckiemu egiptologowi
Richardowi Lepsi, a potem stał się on jednym z zabytkowych papirusów
z berlińskiego Pergamon Museum. Cherichebowie potrafili ożywiać posągi,
zaczarować wodę by się rozstępowała, okiełznać lwy, czy ożywić
ściętego mieczem człowieka poprzez przyłożenie głowy do ciała…
W poszukiwaniu zwoju Thota
Jeden z najznamienitszych tekstów o możliwościach staroegipskich
czarnoksiężników znajduje się w demotycznym rękopisie z III wieku przed
Chrystusem, a który znaleziono w grobie w Tebach, zaś w 1865 roku zakupił go
August Mariette dla Muzeum Egipskiego w Kairze. Mówi on o Wielkim Księciu
Memfisu Setnie Chamusie, który usiłuje uzyskać wiadomosci od swego zmarłego
poprzednika – słynnego maga Neferkeptaha. Wreszcie dowiaduje się, że w
grobie Neferkeptaha znajduje się czarodziejski rulon pergaminu, który został
napisany przez samego egipskiego boga mądrości i patrona
czarnoksiężników – Thota (Thovt, Tot). Książę wraz ze swym bratem
Jenhorurem weszli do grobowca, gdzie ostrzegły ich duchy osób zabitych przez
Thota w trakcie poszukiwań czarodziejskiego zwoju za to, że ukradli ten
dokument z trumny ukrytej na dnie morza. Setna jednak nie rezygnuje – przy
użyciu amuletów i zaklęć pokonuje wszelkie złe zaklęcia Thota i uzyskuje
bezcenny papirus. W zakończeniu jego przygód pod ziemią czytamy:
Kiedy Setna wychodził z grobowca, to światło szło przed nim, a ciemność
szła za nim. To jeszcze nie wszystko, bo nasz bohater w pustyni natknął się
na nieznajomą piękność, która przedstawiła mu się imieniem Tabubu.
I oczywiście Setna zakochał się w niej bez pamięci, ale ona powiedziała
mu, ze nie będzie jego, zanim nie zabije on swej żony i dzieci, a jej odda
cały majątek. Setna w zaćmieniu umysłu zgodził się to zrobić, jednakże
po chwili, kiedy wziął tajemniczą kobietę w ramiona, ocknął się nagi
i opuszczony na jakiejś drodze. Po powrocie do domu jednak Setna znalazł
swych bliskich żywych i zdrowych. Nieznajoma pięknotka była tylko duchem, a
on postanowił zwrócić zwój Thota, by nie narażać się na straszliwy gniew
bogów. Jak się wydaje, opowiadanie to nie jest tylko legendą. Ów książę
jest znany w historii jako syn faraona Ramzesa II, który pełnił funkcję
arcykapłana boga Ptaha. Z tytułu swego urzędu mógł on zwiedzać
i penetrować piramidy oraz nekropolie przy Gizie. Czarodziejska „Księga
Thota” pojawia się w staroegipskich tekstach tak często, że z całą
pewnością nie może ona być li tylko legendą. Według jednej z wersji,
była ona przechowywana w pewnej świątynnej bibliotece, zaś według
innej – została ona wrzucona na dno Morza Czerwonego i jest strzeżona
przez zastępy skorpionów i jadowitych gadów. Jedna z najstarszych wzmianek
o niej można znaleźć w papirusie pani Westcar, gdzie faraon Chufu (Cheops)
rozmawia o tej księdze z czarodziejem Zedim, którego przyprowadził doń
jego syn – książę Hardedeph. W ślady swego ojca poszedł syn Setny –
Siusireph, którego urodziła mu jego małżonka Mehveschet (Mehvesket). O jego
losach dowiadujemy się z demotycznego tekstu, napisanego na dwóch zwojach
greckiego papirusu, na których znajduje się notatka urzędowa z siódmego
roku panowania cezara Klaudiusza (Tiberius Claudius Nero Germanikus), tj. z lat
46–47 n.e. Syn Setniego przed swoim zniknięciem oświadcza, że jest
wcieleniem Hora syna Panehsiego, który za zezwoleniem boga Ozyrysa, władcy
państwa umarłych, powrócił znowu na świat po to, by zniszczyć wielkiego
maga, z którym już był walczył w swym pierwszym wcieleniu. Ocknąłem się
znów [w świecie żywych] i stałem się zarodkiem po to, bym znalazł
Setniego, syna faraona, na pustyni przy On czy Memfisie. Wrosłem w pęd melona,
abym mógł znów powrócić do świata i swego ciała, odrodzić się na Ziemi
i czarować przeciwko temu egipskiemu nieprzyjacielowi – czytamy w tej
staroegipskiej wariacji na temat reinkarnacji.
Magiczna walka dobra ze złem
Z tego papirusu dalej dowiadujemy się, jak to nubijski wódz poprosił
faraona, by w swej krainie znalazł człowieka, który przeczytałby ten list,
bez jego otwierania. Syn Setniego podjął wyzwanie i zgodził się na próbę
głośnego odczytania listu. Kiedyś, dawno temu, nubijski czarnoksiężnik Hor
(syn Murzynki) ożywił cztery woskowe figury, które porwały egipskiego
faraona, a zanim przyniosły go do jego pałacu – wymierzyły mu pięćset
kijów na gołe plecy. W ramach rewanżu dokładnie to samo zrobił egipski mag
władcy Nubii, następnie pokonał nubijskiego maga i wygnał go na 1500 lat
z Egiptu. Teraz, jak to przeczytał Susireph, wódz Nubijczyków przedstawił
się jako ten sam czarodziej, który po stuleciach wrócił do Egiptu by się
zemścić. I wybuchła magiczna wojna z wzmożoną siłą: Hor, syn Panehsiego
powiedział: <<Jakoż że żyje Atum, pan Onu, bogowie egipscy cię tutaj
przywiedli, bym cię pokarał w swej władzy. Bój się – idę do
ciebie!>> Kiedy to Hor, syn Panehsiego, powiedział – Hor, syn
Murzynki, takoż mu odrzekł: <<To jest zatem ten, który czarował
przeciwko mnie, a którego nauczę mowy szakali!>> – i zaczął
czarować, i posłał ogień na pałac przeciwnika. Faraon i książęta
widząc co się dzieje, wielkimi głosami zawołali, by szybko przybył Hor syn
Panehsiego. Hor, syn Panehsiego, szybko przeczytał stronę księgi
i spowodował to, że spadł deszcz i ogień ugasił w jednej chwili.
Tymczasem w odpowiedzi na to Nubijczyk spowodował, że powstała wielka chmura
nad pałacem, tak że nikt nie mógł widzieć ani swego brata czy przyjaciela.
Hor, syn Panehsiego, przeczytał znów czarnoksięskie zaklęcia i oczyścił
niebo z chmury i złego powietrza, którym było nasycone. Zakończenie
magicznego pojedynku wedle egipskiego papirusu wyglądało tak: Hor, syn
Panehsiego, mający postać Siusira odprawił czary przeciwko etiopskiemu
władcy i otoczył go ogniem, który go strawił przed pałacem. Faraon
patrzył na to i książęta i egipskie wojsko, a potem znikł sprzed oczu
faraona i swego ojca tak, że go już nigdy nie widzieli.
Bogowie, magowie i uczeni.
Reasumując, można stwierdzić, że staroegipskie teksty o czarownikach
i czarowaniu dają nam wiedzę o egipskiej magii, a dzisiaj są traktowane
jako utwory stricte beletrystyczne. Czarodziej Bata, którego czyny opiewane są
w „papirusie pani d’Orbiney” z British Museum, rozumie mowę zwierząt.
Aby uniemożliwić swemu bratu zbliżenie się do rzeki, wytworzył pomiędzy
nim a rzeką stado groźnych krokodyli i rozkazywał żywiołom przyrody tak,
jak mag Zezemonech, który według „papirusu Westcar” kazał rozstąpić
się wodom jeziora tysiąc lat wcześniej. Podobnej rzeczy dokonał także
Neferkaptach, który zstąpił na dno morza, by wydobyć tajemniczy,
czarodziejski „papirus Thota”. Tak samo chwalili się nubijscy czarownicy,
że mogą zesłać na Egipt nieurodzaj i jasny dzień przemienić w noc –
jednakże te czary ich egipscy przeciwnicy byli w stanie powstrzymać, jak to
wiemy z poprzedniego ustępu. Nieprawdopodobne możliwości magów
staroegipskich udowadniają dalsze przykłady: Kiedy Neferkaptach był otoczony
przez węże i skorpiony, zamroził je swym wzrokiem i dowiódł, że na
odległość jest w stanie zabić gada, który strzegł „Księgi Thota”.
Siusirev poraził nieprzyjaciela tym, że zesłał na niego ogień, którego
płomienie strawiły go na oczach faraona i jego ludu. Czarnoksiężnik czy mag
doskonały był bardzo rzadko widywany. Hor syn Panehsiego, narodził się
ponownie po 1500 latach, aby dać wycisk wrogowi zagrażającemu Egiptowi.
Póki czaromistrz mógł wskrzesić sam siebie, póty mógł przywracać do
życia i innych. Chericheb Zedi przywrócił życie gęsi i bykowi, którym
ucięto głowy, Neferkaptach wyciągnął swą magiczną siłą swą utopioną
żonę i syna z dna Nilu na pokład statku po to, by się dowiedzieć,
dlaczego zmarli. W późniejszym okresie magia była powszechnie uważana za
naukę stosowaną, którą uprawiała tylko wąska garstka specjalistów.
Czarodziejskie obrzędy odbywały się w Domach Życia, w świątynnych
szkołach, i w prywatnej bibliotece faraona można było znaleźć poza
traktatami z zakresu historii, matematyki, fizyki czy astronomii także dzieła
z zakresu magii i czarodziejstwa. W starożytnym Egipcie magia była
najbardziej jednak związana z medycyną i farmacją. Podzielałem ten pogląd
w czasie, kiedy zajmowałem się profesjonalnie historią medycyny. W swoich
referatach i w publicznych wystąpieniach ilustrowałem swe słowa życiorysem
staroegipskiego lekarza Thessalosa, który szukał drogi ku staroegipskiej
medycynie wśród bogów egipskich świątyń. Tenże to Thessalos stał się
z biegiem wieku osobą mi bliską, a ja starałem się śledzić jego kroki w
historii. Człowiek ten żył w okresie panowania cezara Oktawiana Augusta
(27 r. p.Chr. – 14 r. n.e.) stał mi się bliskim nie tylko przez
usiłowania rozszerzenia swego poznania, ale także dzięki mojej słabości do
wszelkich tajemnic historii i to tym bardziej, że w historii starożytnej
medycyny nie znalazło się dlań miejsce obok Hipokratesa, Galena, Awicenny czy
Gebera… A teraz pozwólmy wypowiedzieć się samemu Thessalosowi, który
odwiedził Egipt w czasie, kiedy był on rzymską prowincją:
Opowieść Thessalosa.
[Przebywając] w Azji opanowałem gramatykę i rozumiałem ją lepiej, niż
tameczni nauczyciele. Doszedłem do wniosku, że mogę wyciągnąć jakieś
korzyści z tej znajomości. Popłynąłem zatem do miasta, które wabi
i przyciąga wszystkich, do Aleksandrii. Pieniędzy miałem w bród, i zatem
chodziłem przysłuchiwać się dysputom filozoficznym, a każdy ze znamienitych
filozofów chwalił moje zainteresowania i lekkość, z jaką opanowywałem
wiadomości. Najbardziej interesowały mnie tajemnice dialektycznej
medycyny – dosłownie paliłem się chęcią poznania tej dziedziny wiedzy.
I kiedy zbliżała się pora powrotu do domu, zacząłem szukać w bibliotekach
dalszych ksiąg traktujących o medycynie, bowiem ta dziedzina wiedzy nie była
mi już obca. Wreszcie natknąłem się na dzieło, które napisał faraon
Necheps. Mówiło ono o 24 sposobach leczenia ciała z choroby przy pomocy
kamieni i roślin, ze szczególnym uwzględnieniem znaku Zodiaku. Wielkość
tego sposobu myślenia o chorobie, literalnie mnie przytłoczyła. Wkrótce
jednak doszedłem do wniosku, że dzieło to można było nazwać pomnikiem
faraońskich omyłek. Po prostu użyłem jego przepisów leczenia mych
pacjentów i za każdym razem wskazówki te były nic nie warte! Ten fakt stał
się dla mnie gorszym od śmierci. Stało się tak, że w ślepej wierze w
mądrości zawarte w dziele Nechepsa, napisałem do rodziców, że poznam
dzięki niemu niezwykłe leki i dodałem, że jak powrócę, to wypróbuję je,
jak działają. Wyszła z tego taka sytuacja: w Aleksandrii nie mogłem zostać
ze względu na intrygi zawistników (jakież to ludzkie – jak ktoś chce się
wybić, to rzuca mu się kłody pod nogi), a z drugiej strony nie śpieszyło
mi się do domu, gdzie musiałbym spełnić moją obietnicę daną rodzicom… W
takim stanie rzeczy, zdecydowałem się na odbycie podróży po Egipcie,
poganiany cierniem w mym sercu. Szukałem sposobu, jak spełnić te nadzieje,
które zacząłem tak lekkomyślnie żywić w związku z faraońskim
traktatem – gdyby się to nie udało, byłem gotów nawet popełnić
samobójstwo. Posłyszałem wewnętrzny głos, który mi powiedział, że
nawiążę kontakt z bogami. Dlatego też nieustannie podnosiłem ręce ku
niebiosom i prosiłem nieśmiertelnych bogów, aby dali mi znak – sen,
wizję, czy w jakiś inny sposób dali znać o sobie, bym mógł wrócić
z twarzą do Aleksandrii i do domu.
Wywiad w świątyni.
Na chwilę przerwę opowiadanie mojego przyjaciela Thessalosa, abym mógł
dodać, że w czasie swej podróży po Egipcie w górę Nilu, odwiedził on
Teby, najpiękniejsze miasto, które w czasie Średniego i Nowego Państwa
było stolicą kraju faraonów. Możemy przypuszczać, że w tym czasie ogromne
ruiny świątyń Amona jeszcze stały ponad ubogimi chatkami dzielnicy
nędzarzy, świadcząc o niegdysiejszej chwale. W czasie tysiącletniej
historii na Teby spadło wiele niszczących ciosów, ale wciąż jeszcze
znajdowała się tam wielka ilość kapłanów i pątników. Oddaję teraz
głos Thessalosowi: I tak wróciłem znów do Teb, gdzie zamierzałem spędzić
czas dłuższy, zwłaszcza licząc na spotkania z medykami i innymi uczonymi w
różnych innych dziedzinach kapłanami. Czas płynął i zacieśniały się
więzy przyjaźni pomiędzy mną a kapłanami. I tak pewnego razu ośmieliłem
się ich zapytać, czy uprawiają jakieś magiczne praktyki. Większość
z nich się zgorszyła słysząc to pytanie. Ale jeden z nich, człowiek
wysoko urodzony i już starszy, nie zawiódł moich nadziei. Stwierdził on,
że może wywołać widzenie w misce napełnionej wodą. Pewnego dnia
poprosiłem tego kapłana, by wybrał się zemną na spacer po najbardziej
opuszczonych dzielnicach tego miasta. Doszliśmy aż do gaju, w którym
panowała głęboka cisza. Tam padłem przed nim na kolana, obejmując jego
nogi. Zamarł na chwilę i zapytał, o co mi chodzi. Powiedziałem mu:
<<Moje życie jest w twoich rękach. Musimy szybko nawiązać łączność
z bogami! Jak się to moje życzenie nie spełni, skończę z sobą!>>
kapłan podźwignął mnie z ziemi i serdecznie pocieszył. Przyrzekł mi, że
wysłucha mojej prośby. Potem dodał, że muszę pościć od tej chwili przez
trzy dni. Wzruszony dogłębnie jego zgodą, ucałowałem mu ręce i łzy
płynęły mi z oczu z wdzięczności i wzruszenia. Takie jest już prawo
przyrody, że nieoczekiwana radość daje więcej łez, aniżeli smutek…
niecierpliwość mojego oczekiwania spowodowała, że te trzy dni postu
wydawały mi się trzema latami. Wreszcie czas nadszedł. Wyszedłem z domu
o świtaniu i udałem się, by powitać kapłana – ten zaś zaprowadził
mnie do czystego pomieszczenia, w którym znajdowało się wszystko, co było
potrzebne do próby. Ja miałem ze sobą trzcinę, papirus i atrament, aby
wszystko spisać, co czułbym, widziałbym i słyszałbym w trakcie
eksperymentu, ale zachowałbym to w tajemnicy. I zapytał mnie kapłan, z kim
chciałbym rozmawiać: z cieniem martwego człowieka czy z bogiem?
Odpowiedziałem:
Z bogiem Asklepiosem I zaraz dodałem, żeby ukoronował
swoja dobroć pozwalając mi pozostać z bogiem sam na sam. Zgodził się
z tym, chociaż był niezadowolonym – co dało się poznać po wyrazie jego
twarzy. Potem polecił mi siąść twarzą do tronu, na którym miało pojawić
się bóstwo i przywołał Asklepiosa przy pomocy tajemnego zaklęcia, poczym
odszedł zamykając drzwi. A ja zupełnie zaniemówiłem – tak cudowny obraz
zobaczyłem. Nie ma żadnej możliwości wysłowić tego w żadnym ludzkim
języku piękności jego twarzy i światła bijącego z boskiej postaci.
Asklepios poniósł prawą rękę, pozdrowił mnie i w te ozwał się
słowa:
Szczęsny Thessalosie! Dzisiaj bóg okazuje ci swą łaskawość, ale zanim
ludzie czcić cię będą jako boga, niechaj pierwej dowiedzą się o twym
bohaterstwie! Pytaj mnie o co tylko chcesz. Odpowiem ci na każde twe
pytanie… Z początku nie mogłem wydobyć z siebie głosu, tak olśniło
mnie piękno boga, wreszcie się przemogłem i zapytałem:
Dlaczego nie miałem dobrych rezultatów leczenia, kiedy posługiwałem się
metodami faraona Nechepsa?
Necheps był mądrym człowiekiem, który opanował wszelką magiczną moc, ale
nie otrzymał z ust żadnego boga tego, co ty teraz ode mnie usłyszysz.
Necheps dzięki wrodzonej bystrości szybko powiązał lecznicze właściwości
kamieni i roślin z gwiazdami, ale nie potrafił przewidzieć czasu
i miejsca, w którym trzeba zbierać te zioła. A przecież wzrost
i dojrzewanie owoców roślin zależy właśnie od wpływu gwiazd!
Pojawienie się Immhotepa.
Ścisły związek pomiędzy medycyną a magią można najlepiej dowieść na
przykładzie Immhotepa (Imhotepa), wysokiego dostojnika za czasów faraona
Dżosera i jego następcy Sechmechta z III dynastii, konstruktora pierwszej
piramidy w Sakkara, którego w czasie rządów Ptolemeuszy ogłoszono bogiem
lekarzy. Historyk Manethon w swych „Osobliwościach egipskich” twierdzi
dosłownie, ze Egipcjanie utożsamiali go nawet z bogiem Asklepiosem. Od
niedawna ukazało się kilka popularnych opracowań na temat Immhotepa, w
których pisze się, jak to cudownym sposobem leczył swych pacjentów i to
takich, którzy byli w stanie terminalnym i stracili wszelką nadzieję. (!)
Niestety, papirusy, na których opisane były te jego dokonania i wyczyny,
ulotniły się w dziwnych okolicznościach. Wyjatek stanowi papirus oznaczony
numerem 1381, znaleziony w nekropolii w Oxyrhynchu, w którym pewien Grek
zamieszkały w Memfis przełożył teks egipski do greki, chociaż – jak sam
przyznaje – szło o wcale nielekkie zadanie:
Niejeden raz zabierałem się do przetłumaczenia [tego tekstu]. Działo się
jednak tak już podczas pisania, że wielkość tego zadania przekraczała me
siły, bowiem tylko bogowie mogą opiewać czyny bogów. I tak przez trzy lata
odkładał spełnienie swego zamiaru, aż zaczęły się tam dziać niezwyczajne
rzeczy:
Przez te trzy lata niezmiernie cierpiała moja matka na gorączkę, którą na
nią zesłał bóg. Kiedy zorientowaliśmy się, choć trochę późno, co
trzeba zrobić – stanęliśmy przed nim, prosząc o ochronę. A on, jako
że jest niezmiernie łaskawy, nawiedził chorą we śnie i uzdrowił ją
prostymi lekami. Podziękowaliśmy mu za zdrowie składając wielkie ofiary.
Wkrótce potem dostałem boleści w prawym boku – i znów zwróciłem się
ku dobroczyńcy ludzkości, a on znów się zlitował i raz jeszcze ukazał swe
miłosierdzie. Była noc. Wszystko, co żyje spało, poza cierpiącymi. Miałem
gorączkę i zwijałem się w skurczach, męczył mnie kaszel i trudno mi
było oddychać. Bolało mnie w prawym boku. Głowa moja była ciężka:
śmiertelnie zmordowany padłem na łóżko. Moja matka siedziała koło mnie,
bez odrobiny odpoczynku. Cierpiała razem ze swym dziecięciem, bo miała
z przyrodzenia miękkie serce. Naraz – kiedy padłem kompletnie
wyczerpany – miała widzenie: to nie był ani sen, ani nocna mara – bowiem
oczy miała otwarte, ale nie mogła widzieć wszystkiego, co się wokół niej
działo, z pełną jasnością, a pojawienie się boga napełniło ją
przerażeniem. Widziała ona albo samego boga, albo jego posłańca. Była to
postać wzrostem przewyższająca człowieka, odzianego w gładkie powiewne
szaty, w lewej ręce trzymająca zapisany zwój. Spojrzała na mnie od stóp do
głów dwukrotnie lub trzykrotnie, poczym znikła. Kiedy matka ponownie
wróciła do siebie, zaczęła mnie budzić, wciąż nie przestając się
chwiać na nogach. Ku swemu zdumieniu stwierdziła, że gorączka całkiem
opadła, a ja jestem zlany potem. Wtedy złożyła hołd bogowi, który się jej
był zjawił. Następnie otarła mi z twarzy pot i poczułem się znacznie
lepiej. Po pewnym czasie opowiedziała mi o cudownym zdarzeniu, a ja jej
dodałem pewne szczegóły, bowiem to, co ona widziała na jawie, ja widziałem
w formie snu…
Sarkofag na RMS Titanic.
Ostatnim, ale za to najszczytniejszym zadaniem staroegipskich magów, było
strzec tajemnic i spokoju umarłych, którym służyli za życia. Ci święci
i mocą magii silni mężowie z krainy Khem potrafili wiele za życia
i potrafili jeszcze więcej po śmierci. O złowieszczym działaniu klątwy
wymierzonej przeciwko bezcześcicielom grobów i hienom cmentarnym mieliśmy
się przekonać jeszcze w dzisiejszych czasach, ot np. dzięki serii do dziś
dnia niewyjaśnionych zgonów, które nastąpiły po otwarciu grobowca faraona
Tutenchamona. Na zakończenie można by jeszcze wspomnieć tutaj o wydarzeniach
związanych z rozpętaniem negatywnych i okrutnych sił, jakie miały miejsce
po złamaniu pieczęci do grobowca kapłanki Amona-Ra, która żyła w Veset na
1600 lat przed narodzeniem Chrystusa. Miejsce jej wiecznego spoczynku odkryła
arabska banda hien cmentarnych w latach 60. XIX wieku w Dolinie Królów przy
Biban el-Muluku. Mumia kapłanki gdzieś zaginęła – prawdopodobnie została
zniszczona – ale za to została tylko trumna z wyobrażoną na niej żeńska
twarzą o demonicznej urodzie. Jak mówi tradycja – każdy, kto miał do
czynienia z tą trumną – umierał przedwcześnie. Jej właściciele wraz ze
swymi najbliższymi umierali jedni za drugimi. Legenda mówi, że fotograf,
który zrobił zdjęcie wieka trumny demonicznej kapłanki, na pozytywie ujrzał
ludzka twarz Egipcjanki z okrutnym i złowieszczym uśmiechem na wargach…
Ostatnia właścicielka tego artefaktu uratowała się tym, że przekazała go
do zbiorów British Museum. Klątwa jednak działała dalej. Tragarz, który
dostarczył ją do magazynu muzealnego, zginał w wypadku drogowym, a jego
pomocnik został poważnie ranny. Cień kapłanki Amona-Ra nie dał ani chwili
za wygraną – kiedy ilość zmarłych strażników i pracowników muzeum
dosięgła niepokojącego pułapu – postanowiono dać trumnę do podziemnego
magazynu, zaś wystawić w zamian kopię na witrynie. Trumna nieoczekiwanie
zainteresowali się Amerykanie, i w roku 1912 został zorganizowany tajny
transfer trumny do USA. Zapakowano ją w zwykłą skrzynię z napisem
„Książki”, a w konosamencie ładunkowym i manifeście celnym także
wpisano ją jako: „skrzynię z książkami” i w dniu 10 kwietnia
1912 roku załadowano ją w Southampton. Wszyscy wiemy na j a k i statek,
i czym się to skończyło… Brytyjski parowiec Poczty Królewskiej – Royal
Mail Ship – potężny i uchodzący za niezatapialny s/s Titanic uderzył w
czasie swego dziewiczego rejsu w nocy 14/15 kwietnia 1912 roku w górę
lodową – NB, j e d y n ą w promieniu kilkudziesięciu mil! Konstruktorzy
i załoga tego gigantycznego transatlantyku nadęcie mówili: „Tego statku
nie może zatopić nawet sam Bóg!” Nie musiał to być od razu Bóg,
wystarczyła zwykła góra lodowa, która z woli od tysięcy lat martwej
kapłanki Amona-Ra przecięła drogę ogromnego parowca. Z całkowitej liczby
2227 pasażerów uratowało się tylko 705 ludzi. Pozostali znaleźli swoją
zbiorową mogiłę na dnie Atlantyku, gdzie teraz tylko głębinowe ryby w
chłodnym i dziwnym świetle swych latarek, w milczeniu kreślą koła nad
pośmiertną maską z groźnym i szyderczym uśmiechem kapłanki
Amona-Ra…
Przekład z j. słowackiego Robert K. Leśniakiewicz