25 lipca 1861 roku
Wybrzeże Faxaflói
Islandia
Czas odpływu.
W migotliwym świetle zabrudzonej lampy naftowej, klęczy na ziemi na kolanie jednej nogi wąsaty mężczyzna, ubrany w mokre i zabrudzone odzienie. Jedną ręką wciska do pustej butelki po winie zwitek papieru, a drugą dokładnie zatyka jej wylot, który potem jeszcze troskliwie owinie kawałkiem materiału płaszcza. Następnie posunie się nieco dalej i zakopie ją po szyjkę w drobnym rumoszu. Po jego prawicy niepewny blask lampy pada na wody podziemnego jeziorka, którego wschodni brzeg łączy się z tunelem wiodący pomiędzy zwaliska na skalisty brzeg Zatoki Faxa. Naraz w ciszy jaskini rozlega się cichy plusk, mężczyzna podnosi się z ziemi i zwalczając słabość ciała podchodzi do wylotu tunelu – nie mylił go słuch – odpływ odsłonił jego wschodni koniec i może teraz wyjść z jaskini. Rzuca jeszcze jedno spojrzenie na zakopaną na brzegu jeziorka butelkę, w której zamieścił swą relację o cudach techniki, tak różnych od wszystkiego, co stworzyły ludzki rozum i ręce, a które spoczywały w podziemiach pod szczytem Sneffelsa. Był absolutnie pewien tego, że nie mogły one pochodzić z tego świata. 33-letni Juliusz Verne – którego twarz jest już znaną na całym świecie – już nigdy na Islandię nie powrócił. Po trzech latach, w swej powieści umieści on klucz do tajemnicy w nadziei, że ktoś odgadnie jego posłanie. To jest jednak daleka przyszłość, a teraźniejszość wymaga czynów. Dlatego teraz wkłada swego towarzysza podróży do łodzi i brodząc po szyję w lodowatej wodzie pcha ją ku światłu dnia ostrożnie, by nie poharatać głowy o strop tunelu mokry od wody i porośnięty ostrymi muszlami pąkli…
KOSMICZNE POSŁANIE JULIUSZA VERNE’A
Chyba każdy z nas czytał książkę Juliusza Verne’a Wyprawa do wnętrza Ziemi [Voyage au centre de la Terre], którą po raz pierwszy wydano w 1864 roku. Dwójka bohaterów, hamburski profesor Otto Lidenbrock i jego siostrzeniec Axel wyprawiła się w niej wraz z przewodnikiem Hansem Bjelkem do krateru islandzkiego wulkanu, która to droga zawiodła ich do podziemnego świata, w którym poczynili oni wiele unikalnych odkryć i spostrzeżeń naukowych. Po wielu karkołomnych przygodach, powrócili oni wreszcie cali i zdrowi na powierzchnię Ziemi poprzez krater wulkanu Stromboli na Wyspach Liparyjskich we Włoszech. Dokładnie w sto lat później, znany czeski pisarz i badacz Nieznanego dr Ludvik Souček opublikował swą przebojową powieść „Tajemnica ślepych ptaków”, w której rozwija on przygodowy motyw powieści Verne’a do niesamowitego finału, który rozgrywa się już w rzeczywistości lat 60. i 70. XX wieku.
Powodem, dla której profesor i jego siostrzeniec odbyli tak nieprawdopodobną podróż, było znalezienie runicznego rękopisu niejakiego Arne Saknussemma opisującego jego wyprawę do wnętrza Ziemi. Kimże był ten Arne Saknussemm, o którym pisze Verne na stronie 18?:
… Arne Saknussemm! – zawołał z tryumfem – Przecież to nazwisko i w dodatku islandzkie! Nazwisko uczonego z XVI wieku, sławnego alchemika!
Dalszą wzmiankę o nim znajdujemy na stronie 66 w dialogu pomiędzy prof. Lidenbrockiem a prof. Frikrikssonem, który rozegrał się w czterech ścianach jego domu w Reykjaviku:
– Chciałbym wiedzieć panie Fridriksson, czy pośród waszych starych
ksiąg nie ma przypadkiem dzieł Arne Saknussemma?
- Arne Saknussemm! – zawołał profesor z Reykjaviku.
- Ma pan zapewne na myśli uczonego z XVI wieku, który był jednocześnie
wielkim przyrodnikiem, wielkim alchemikiem i wielkim podróżnikiem?
- Tak jest.
- Chlubę literatury i kultury islandzkiej?
- Nie inaczej.
- Człowieka najsławniejszego ze sławnych?
- Zgadzam się z panem w zupełności.
- I którego śmiałość dorównywała geniuszowi?
- Widzę, że dobrze go pan zna. […]
- Więc jak, czy macie jego dzieła? – zapytał wuj.
- Niestety nie.
- Jak to, nie macie ich tu, na Islandii?
- A dlaczegóż to?
- Bo Arne Saknussemm był prześladowany za herezję i w 1573 roku wszystkie
jego dzieła zostały spalone przez kata w Kopenhadze.
- Bardzo dobrze! Doskonale! – wykrzyknął wuj ku niesłychanemu oburzeniu
profesora przyrody.
Zostawmy rozgoryczonego prof. Fridrikssona, który obraził się na słowa swego słynnego kolegi i dla formalności trzeba dodać, że późniejszy komentator dzieł Juliusza Verne’a – dr Ludvik Souček przypisuje islandzkiemu alchemikowi fragmenty rękopisu, które się udało wydać w roku 1820 jako „Pozostałości dzieła Arne Saknussemma” – i nie jest wykluczonym, że chodzi tutaj o mistyfikację lub apokryf. Prowadząc poszukiwania tym tropem musimy zadać podstawowe pytanie: Czy Arne Saknussemm był postacią historyczną XVI wieku? Runowy rękopis Arne Saknussemma i jego przekład dokonany przez prof. Lidenbrocka prowokuje do postawienia następnego pytania: Czy napis reprodukowany w „Podróży do wnętrza Ziemi” jest rzeczywiście runiczny i czy znaki runiczne odpowiadają swym łacińskim odpowiednikom?
Według powieści Verne’a, skrawek pergaminu z rękopisem Saknussemma wypadł z grzbietu książki „Heims Kringla” pióra Snorre Turlessona, napisanej przez znakomitego islandzkiego autora w XII wieku. Jest to kronika norweskich konungów panujących na Islandii. Na stronie tytułowej tej księgi, jak głosi verne’owska tradycja, w wpółzatartych znakach runicznych prof. Lidenbrock rozpoznał podpis – a raczej może ekslibris – samego Arne Saknussemma. I od tego począł szukać odpowiedzi…
Co się zaś tyczy samego autora „Heims Kringla”, to moje poszukiwania w pewnym czasie błądziły po błędnym kole, póki nie natrafiłem na nazwisko znanego islandzkiego polityka, historyka i poety Snorri Sturlusona (ur. 1179 w Hvamm – zm. 1241 w Reykjaholt). Był on autorem jednej z najpiękniejszych sag Północy – „Eddy Młodszej”, w której chciał ożywić umierającą poezję skaldów i to on najprawdopodobniej jest autorem „Heims Kringli”. To właśnie w tej kronice – spisanej na modłę skandynawskich sag – opisał dzieje norweskich królów od czasów mitycznych aż do roku 1177. Wyjaśnijmy jeszcze jedną rzecz, a mianowicie – czy znaleziony rękopis w książce Verne’a jest rzeczywiście runiczny i jak to jest z jego transkrypcją. Na początek musimy przyjąć do wiadomości jedno: pochodzenie pisma runicznego nie jest do dziś dnia znane. Większość badaczy wychodzi z założenia, że pochodzi ono od Germanów, którzy zetknęli się z Rzymianami i zaczęli oni wzorować na nich swe pismo. Najstarszy runiczny alfabet „Futhark” – mający 24 znaki – używały wszystkie germańskie plemiona i składał się on z trzech grup znaków – „Rodoo”. Używało się go do VII wieku, w którym ilość znaków zmniejszyła się do 16. Alfabet runiczny zachował się bardzo długo i np. w Szwecji ostatnia kobieta posiadająca znajomość czytania i pisania Futharkiem zmarła w 1895 roku. A zatem, czy napis w książce Verne’a jest naprawdę runiczny? Oto on, podaję go z francuskiego oryginału – patrz Dodatek 1. A tak to wygląda w transkrypcji run na litery alfabetu łacińskiego:
MM.rnlls | esreuel | seecJde |
sgtssmf | unteief | niedrke |
kt,samn | atrates | Saodrrn |
emtnael | nuaect | rrilSa |
Atvaar | nscrc | ieaabs |
ccdrmi | eeutul | frantu |
dt,iac | oisebo | KediiY |
– które to litery teraz zapiszemy w Futharku – patrz Dodatek 2.
Dziwi was mnóstwo niezgodności pomiędzy tekstem podanym przez Verne’a, a tekstem zapisanym Futharkiem? – nie jest tak, jak myślicie. Pomiędzy najstarszym pismem runicznym, a „Testamentem Saknussemma” jest odstęp 1.500 lat, z biegiem których pismo to zdążyło się zmienić. Autor wskazuje nam na to wkładając w usta swego bohatera te słowa: - Rękopis i dokument nie zostały napisane tą samą ręką – stwierdził. – Kryptogram jest późniejszy aniżeli książka – mam na to niezbity dowód. Oto pierwsza litera kryptogramu jest podwójnym M, którego próżno by szukać w książce Turlessona, jako że tą literę dodano dopiero do alfabetu islandzkiego dopiero w XIV wieku. A więc pomiędzy powstaniem tej książki a napisaniem dokumentu upłynęło co najmniej dwieście lat.
Tekst pergaminu ukrywa w sobie jeszcze jeden „haczyk”, otóż jest on dostatecznie długi, by zawierał wszystkie znaki alfabetu z ery „postfutharkowej” – spójrz Czytelniku na tabelkę w Dodatku 3. Jest ich 17. Zwróćmy uwagę, że autor odróżnia znaki liter „i” (oraz „j”) od „y” jedynie poprzez rozmiar napisanych znaków. Nie istnieje to w alfabetach zredukowanych w „postfutharkowej” erze. A to oznaczałoby, że zostały one wyprodukowane na potrzebę przekonwertowania tekstu łacińskiego na runiczny, albowiem łacina była w ówczesnych czasach „esperantem” wszystkich uczonych. Saknussemm nie był wyjątkiem. Norweski król i późniejszy święty Olaf Trygvaason wysłał niemieckiego duchownego Tangbrandta, by dokonał chrztu Islandii, aliści został on z wyspy przepędzony. Zatem św. Olaf posłał tam karną ekspedycję księży pod wodzą o. Tormoda. Norweska kolonia na Islandii powstała w tym samym czasie, kiedy schrystianizowano wyspę i w roku 1000 każdy mieszkaniec wyspy został ochrzczony. W roku 1106 do biskupstwa w Skalholte przybyło drugie w Hótar i tam – a to jest dla nas niezmiernie ważna informacja – rozwijało się staroislandzkie piśmiennictwo. Gdyby więc runa odpowiadająca literze „y” była wytworzona dodatkowo, to możemy liczbę znaków zmniejszyć do 16. I tak przetworzony i uproszczony Futhark był używany i w XVI stuleciu!
Jak już tu powiedziałem, pochodzenie pisma runicznego jest do dziś dnia zagadką. Podobieństwo znaków runicznych do znaków innych alfabetów pokazuje tabela w Dodatku 4. Wedle tej tabeli i tabelek z Dodatków 5, 5a i 5b możemy jeszcze rozpisać „Testament Saknussemma” w jeszcze innych rodzajach alfabetów runicznych. Szczególnie cenne są tabele z Dodatków 5, 5a, 5b. Ostatnia tabelka – patrz Dodatek 6 – ukazuje zapis imienia i nazwiska Arne Saknussemm przy pomocy różnych run, w tym run z książki Verne’a. Jak widać, imię i nazwisko to w „Wyprawie do wnętrza Ziemi” nie jest pisane jednym rodzajem znaków runicznych, co mogło świadczyć o przeprowadzonej przez autora selekcji znaków do zapisu łacińskiego tekstu za pomocą run, albo o indywidualnym stylu autora! O tym sposobie możemy się dowiedzieć więcej, kiedy sobie przestudiujemy tekst „Testamentu…” , który po długich kombinacjach odszyfrował prof. Lidenbrock przy wydatnej pomocy swego siostrzeńca:
In Sneffels Yoculis craterem kem delibat
umbra Scartaris Julii intra calendas descende,
audas viator, et terrestre centrumattinges.
Kod feci. Arne Saknussemm.
Zajmijmy się tym szczególnym tworem w łacińskim oryginale: kod feci – co uczyniłem, czego dokonałem. Zamiast poprawnego wyrazu „Quod” autor napisał „Kod”, który wyszedłby spod pióra islandzkiego pisarza w tym czasie, kiedy to łacina cycerońska chyliła się ku upadkowi i zaśmiecały ją różne barbaryzmy. Na Islandię zanieśli łacinę mnisi, którzy używali jej w czasie obrzędów kościelnych. Wyraz „Kod” jest tu kluczem do zrozumienia tego, że autor mógł się posługiwać nim zawsze, a zatem stanowił on pewien wyróżnik – identyfikator – po którym można było rozpoznać rękę tylko i wyłącznie jednego autora – Saknussemma. Tak to wyjaśnia dr Ludvik Souček:
Byliśmy obydwaj święcie przeświadczeni o tym, że Verne znalazł rękopis Saknussemma. Nie wyobrażam sobie tego, by Verne, który tak rzetelnie przygotowywał się do napisania każdej ze swych powieści, studiując całe góry książek, opracowań i innych materiałów, naraz pozwolił sobie na taki szwindel, jak wprowadzenie do akcji jakiegoś nikomu nie znanego alchemisty. To nie było w jego stylu, bo byłoby to zbyt ciągnięte za włosy, a fantazja w jego powieściach zawsze pozostawała w zgodzie ze stanem ówczesnej wiedzy, choć niejednokrotnie przekraczała go genialnie tworząc fabuły jego powieści.
Istnienie Arne Saknussemma wciąż pozostaje sprawą sporną. Chcąc dowiedzieć się czegoś o nim więcej, napisałem list do doc. Vladimira Karpenko – historyka alchemii, autora kilku książek z tej dziedziny i członkowi brytyjskiego Towarzystwa Historycznego Alchemii i Chemii. Pozwolę sobie zacytować jego odpowiedź na moje pytania:
Praga Czeska 15.02.1990 r.
Szanowny Panie Jesenský,
*- dziękuję Panu za Pański list, na który pragnę odpowiedzieć jak najszybciej, ale niestety muszę Pana rozczarować – nie wiem nic na temat Saknussemma. Nawet tych, które cytował mi Pan z Součka. Moja wiedza kończy się na tekście „Wyprawy do wnętrza Ziemi”, którą czytałem za moich młodych lat. Sprawdzałem to wszystko w książkach, np. Koppa – „Gesichte der Chemie”; Stillmana – „The Story of Alchemy” i leksykon Brockhausa (1911), ale nie ma w nich ani jednej wzmianki o Saknussemmie. A skoro Pana tak ta osoba zajmuje, to najlepiej byłoby zwrócić się do kogoś w Danii i w tym kierunku mogę Panu polecić Institut for de Eksakte Videnskabers Historie, Universitet Århus, Ny Munkegede, 8000 Århus C, Dania.
Dawniej zajmował się tam historia prof. Olaf Pedersen – nie wiem, czy pracuje on tam jeszcze. Gdyby coś na temat Saknussemma udało się Panu zdobyć, to bardzo proszę Pana o informacje. Życzę Panu powodzenia. Z pozdrowieniami -
Vladimir Karpenko
Dalszym interesującym faktem jest to, że pierwsza połowa jego powieści jest bardziej realistyczna od drugiej, jakby Verne po przybyciu nad brzegi podziemnego jeziora oddał się już czystej fantazji i popuścił jej wodze, czego szczytem było założenie, że prof. Lidenbrock ze swymi towarzyszami wyszedł cało i zdrowo z krateru innego wulkanu, i to na dodatek wulkanu aktywnego! Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, ze opisy w książce Verne’a są idealnym odwzorowaniem rzeczywistości, ergo Verne m u s i a ł tam być, a nie przeczytał opisu tej drogi w jakimś bedekerze czy innym przewodniku. To jest poza wszelką dyskusją. Podaje on także nazwy islandzkie, które obowiązywały w opisywanym przezeń czasie.
Zaczyna się rysować ciekawa hipoteza. Detaliczny opis podróży prof. Lidenbrocka wskazuje na to, że Verne na Islandii był, i że był także w rejonie góry Sneffels. Odpowiedź na to pytanie daje dr Souček , który sporządził następujące zestawienie:
Rok 1859 – wyprawa do Szkocji i zwiedzanie Londynu; Rok 1861 – podróż do Skandynawii z przyjacielem Hignardem, zwiedzanie Danii i Norwegii. Z tej podróży Verne powrócił szybko, bowiem narodził mu się syn. Jednakże istnieje dowód na to, że był on i na Islandii w postaci zdjęcia pisarza, którą sporządził paryski fotograf Nadar, z zachowaną dedykacją na odwrocie: Odważnemu HANSOWI BJELKE za pomoc i uratowanie życia, wdzięczny Jules Verne, 27 lipca 1861 roku.
27 lipca 1861 roku! A przecież w dniu 3 sierpnia już miał on być w swym studenckim mieszkanku, gdzie czekała na niego małżonka Honorata z nowonarodzonym synkiem!
Popatrzmy dalej na to ciekawe zestawienie: Lipiec 1861 roku – Jules Verne i jego przyjaciel Aristide płyną handlowym parowcem do Skandynawii. Parowiec ten ma kotwiczyć w kilku norweskich, szwedzkich i duńskich portach.
Lato 1864 roku – Verne pisze swą powieść „Podróż do wnętrza Ziemi”.
Verne mógł zatem opisać swe przygody, bowiem w czasie swej podróży zrobił „skok w bok” na Islandię. Pytaniem jest motyw. Czy naprawdę znalazł on „Testament Saknussemma”? Odpowiedź na to pytanie dać może analiza jego dalszej twórczości. Spójrzmy zatem na jego twórczość po 1861 roku.
Po swym powrocie do Francji, pisze on powieść pod tytułem „Wujaszek Robinson” – opowiadającą o grupie rozbitków na nieznanej wyspie, pisze sztuki teatralne… i potem swój pierwszy z najsławniejszych utworów – „Pięć tygodni w balonie”, który po kilku nieudanych próbach wydaje mu wydawnictwo Jules Hetzel z Musée de Familles, w 1863 roku. Po podpisaniu umowy z tym wydawnictwem, pisze on następny bestseller „Wyprawę do wnętrza Ziemi”. Po co czekał aż cztery lata, by opisać swe przygody w czasie wyprawy na Islandię? Przecież mógł napisać to od razu, zamiast kiczowatych sztuczydeł w rodzaju „Złamany szczebel”, „Powietrzne zamki” czy „Pan z Szympansów”. Zatem nie istnieje żaden dowód na to, że Verne odbył taką samą podróż, jak prof. Lidenbrock, i kiedy…
Jules Verne ukończył swa powieść zimą 1864 roku. Było wtedy zimno
i z każdej szczeliny dął zimny wiatr. Ale nasi podróżnicy dusili się
z żaru na powierzchni rozpalonej do czerwoności lawy. Autor cierpiał wraz
z nimi. Ocierał zroszone potem czoło, bo czuł niezmierny ból, a na jego
rękach pojawiły się wielkie pęcherze. Jego małżonka Honorata natychmiast
wygnała go do lekarza.
- Poparzenia drugiego stopnia – skonstatował lekarz – Gdzie się pan
tego nabawił monsieur Verne?
- Poparzyła mnie wrząca lawa – odpowiedział pisarz – Czy słyszał
pan o Stromboli na Morzu Tyrreńskim?
Lekarz spojrzał na niego z politowaniem i bez słowa poszedł do sąsiedniego pomieszczenia po gojącą rany maść i bandaże. Kiedy wrócił do swego pacjenta, ze zdumieniem stwierdził, że oparzenia znikły bez śladu…
Można by pomyśleć, że „Testament Saknussemma” powstał dzięki genialnej fantazji francuskiego pisarza. Wiadomo jest, że Verne cierpiał na dokuczliwe bóle głowy i bezsenność. Dlatego też w nocy zabijał czas układaniem krzyżówek i rebusów. Po jego śmierci znaleziono w jego papierach około 4.000 krzyżówek i rebusów, opracowanych bardzo profesjonalnie. Odkrywa to jeszcze jeden aspekt jego zagadki.
Opracowując „Podróż do wnętrza Ziemi” autor spotykał się z geologiem Sainte-Claire Devillem, który zwiedził cały znany świat. Prof. Charles Sainte-Claire Deville krótkowidz o rzadkich jasnych włosach, całkowicie oddany wiedzy, stał się pierwowzorem bohatera jego powieści – prof. Otto Lidenbrocka. Z żądzy wiedzy dokonał on niezwykłej rzeczy – a mianowicie: wszedł do wnętrza krateru czynnego wulkanu Stromboli – czego nie powstydziłby się dokonać także i prof. Lidenbrock! I to jest kolejny dowód na to, że Verne pisał tzw. powieści z kluczem i ich bohaterowie, to znajomi z najbliższego otoczenia autora! Tak samo mogło być i z „Testamentem Saknussemma”!
A dlaczego autor napisał swa powieść dopiero w trzy lata po wizycie na Islandii, a nie zaraz po przybyciu z niej do Francji? Może autor bił się z myślami, czy opowiedzieć ludziom o tym, co n a p r a w d ę widział w sneffelsowskich podziemiach, czy zostawić to dla siebie. Wszak znał on ludzi i wiedział o tym, ze każdy wynalazek potrafią oni obrócić na swoją zgubę…
A zatem co to było za odkrycie, które Juliusz Verne dokonał na Islandii? Co to takiego było, że posunął się on aż do takiej konspiracji???… Dr Ludvik Souček twierdzi, że on i jego przewodnik Hans Bjelke zetknęli się z artefaktami technicznymi obcej cywilizacji, kiedy spuścili się oni do podziemi na półwyspie Snaefellsnes Sysla, leżącym pomiędzy wodami Faxaflói a Breidifjördur. Autorowi udało się uniknąć choroby popromiennej, która dosięgła jego przewodnika w czasie próby zbadania radioaktywnego metalu wtłoczonego w ściany skalne w podziemiu, stało się dla niego jasnym – kiedy oglądał obrazy, przedmioty i filmy ukazujące jakiś inny, dziwny świat – że nie wykonały tego ludzkie ręce jemu współczesnych ludzi… To jest oczywiście tylko i wyłącznie jeno hipoteza. I dlatego nie jest wykluczonym, że ktoś kiedyś znajdzie notatkę sporządzoną ręką pisarza, umieszczona w butelce i zakopanej na brzegu podziemnego jeziorka, jako memento dla tych, którzy pójdą drogą wskazaną im przez „Testament Saknussemma”, który on odszyfrował.
O czym mógł napisać? Możesz sobie Czytelniku to przeczytać w „Tajemnicy ślepych ptaków”, którą Ci polecam. Jules Verne i Hans Bjelke odkryli w planetarnych podziemiach ślady pobytu Obcych na naszej planecie, Ich wiedzę i artefakty techniczne przez Nich wykonane. Zdawali sobie sprawę z tego, co się stanie, gdy wpadną one w ręce ludzi nieuczciwych i nieodpowiedzialnych. I przed tym chcieli nas ostrzec. I na tym polega wielkość Juliusza Verne’a – humanisty i pisarza odpowiedzialnego za słowa i czyny. Jeżeli niedostatek fantazji, albo niechęć wynikająca z naszego taniutkiego sceptycyzmu broni spróbować zastanowić się nad tym, dokąd zawiedzie nas ta powieść autora, przez pomyłkę uznanego za pisarza literatury dla dzieci i młodzieży, nie zmieni to w niczym faktu, jakie były źródła jego inwencji i prawdziwe dowody, które zainspirowały go do napisania „Wyprawy do wnętrza Ziemi”. Innymi słowy mówiąc: kto, kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach znalazł „Testament Saknussemma” napisany na starym, liczącym 400 lat pergaminie…
Przekład z j. słowackiego Robert K. Leśniakiewicz